"Żaden człowiek nie jest samoistną wyspą; każdy stanowi ułomek kontynentu, część lądu. Jeżeli morze zmyje choćby grudkę ziemi, Europa będzie pomniejszona, tak samo jak gdyby pochłonęło przylądek, włość twoich przyjaciół czy twoją własną. Śmierć każdego człowieka umniejsza mnie, albowiem jestem zespolony z ludzkością. Przeto nigdy nie pytaj, komu bije dzwon: bije on Tobie." - John Donne

niedziela, 16 września 2012

Jaśniejąca Azja



W Indiach i Pakistanie szał na punkcie wybielania skóry. Skórę wybiela się po to, żeby być bardziej atrakcyjnym, żeby zwiększyć swoje szanse na znalezienie pracy. Reklamy namawiają: przestań być czarny, zacznij być biały. Oba kraje stały się rajem dla koncernów farmaceutycznych, które na kremach rozjaśniających zbijają miliony. 

Indyjski Tom Cruise, aktor Shah Rukh Khan, już od kilku lat przekonuje z bilboardów, że produkt "Fair&Handsome" firmy Unilever jest złotym kluczem do kariery i powodzenia u kobiet. Z kolei kobiety mają swój krem - "Fair&Lovely". Dla nastolatek to nierzadko produkt numer jeden z listy "must have". Zabijają się o niego, ukrywają go przed rodzicami. 


Rozjaśnianie skóry jest intrygujące, pożądane i tajemnicze jak seks. To także oznaka dorosłości, niezależności, siły. W aptekach, kupując tabletkę na ból głowy, można często dostać darmowe próbki wybielaczy skóry. Kobiety unikają spędzają kąpieli w odkrytych basenach, żeby nie narazić się na promienie słońca. Czytam gdzieś, że w Tajwanie i Singapurze produkują specjalne parasolki, które chronią w lato części ciała narażone na opaleniznę. 

Bo biały znaczy w Azji: świeży, nowoczesny, atrakcyjny, pożądany. Czarny to gorszy, zacofany, nieatrakcyjny. I dotyczy to nie tylko wybielania skóry, ale sposobu myślenia i wartościowania w ogóle. To co bielsze jest lepsze, to co czarne - gorsze. W 2004 roku hasło kampanii wyborczej ówczesnego premiera Indii Atala Bihariego Vajpayee brzmiało „Shining India” (Jaśniejące Indie). Rozwój gospodarczy, społeczny, poglądowy, rozwój jako taki - jest wiązany ze światłem, wchodem, bielą. Ciemność jest przeszłością, kolor czarny - przeszkodą. Między innymi dlatego Indie są krajem miliarda kolorów, jednym z niewielu gdzie nawet jasne buty są popularniejsze od ciemniejszych. 
 
Wybielanie skóry nie jest jednak tam zjawiskiem nowym. Robiono to już w starożytnych Chinach i Japonii. Kulit putih menutupi seratus kejelekan, czyli w moim, pewnie nie do końca poprawnym, tłumaczeniu: kolor biały maskuje przynajmniej trzy niedoskonałości ciała”. Tak mówili Azjaci kiedyś, tak mówią Azjaci i dziś. Choć moda na wybielanie skóry wzięła się nie tylko stamtąd. W czasach renesansu, kobiety z Europy, szczególnie te z wyższych sfer, również wybielały na potęgę i tak już bladą skórę. Bladsza porcelanowa skóra była bowiem znakiem skromności i cnoty. Biel ukrywała też niedoskonałości, nierzadko zatrzymując na twarzy czas. Rolę eliksiru spełniała wówczas głównie biel ołowiana - trujący barwnik zwany też Duchami Saturna, który przy dłuższym stosowaniu uszkadzał skórę i powodował wypadanie włosów. Na jego punkcie oszalała między innymi królowa Anglii Elżbieta I Tudor. 

W Indiach, podobnie zresztą jak w krajach Ameryki Łacińskiej czy Afryki, wybielanie skóry jest spadkiem po czasach kolonii. Amerykanie czy Anglicy podbijając nowe tereny, ustanawiali na nich - chcąc nie chcąc - kanon rasy. Biały to mój pan, biały jest więc lepszy ode mnie - myśleli miejscowi i trzymali to w głowach przez wieki. Aż wreszcie, gdy kolonie upadły, narodziła się tożsamość i nadarzyła się okazja, powiedzieli: też chcę być lepszy, dlaczego miałbym nie być. I zaczęli używać kremów z rtęci albo specyfików na bazie eteru monobenzylowego. Chorowali, umierali, ale skóra była bielsza i bielsza.

Obecnie - szczególnie w Indiach - mówi się o wybielaniu skóry jako społecznej obsesji. W kraju kast i widocznego rozwarstwienia społecznego, staje się to obsesja niebezpieczna, ponieważ implikuje takie słowa jak „rywalizacja” czy „nieuczciwość”. Pracodawcom coraz częściej zarzuca się, że przy zatrudnianiu faworyzują bielszych - a bielsi to zwykle bogatsi. Bogatsi, których stać na rozjaśnianie skóry. Bo 85 rupii, ile kosztuje krem, czyli około półtora dolara, to nierzadko cały dzienny dochód mieszkańca Indii. Jest to też obsesja, jak na Indie dość szczególna, bo utożsamiana jest z wolnością społeczną, z kosmopolityzmem, z łamaniem tabu. A pojęcia te nie są po drodze z religią hinduizmu, która hołubi kastowość i introwertyzm. 

Że wybielanie skóry rzeczywiście można nazwać obsesją i nie jest to twierdzenie przesadzone, mówiąc o nim nawet z odległości, niech świadczy reklama, która pojawiła się niedawno w indyjskiej telewizji.  Reklama środka na wybielanie... pochwy, bo zbyt brązowa pochwa we współczesnych Indiach również może być utrapieniem.


***

Jeszcze: zestawiam to wszystko ze współczesną kulturą zachodu, z rasą europejską. U nas człowiek biały nie jest świadomy swojego koloru skóry, nie jest świadomy białości. Nie myśli o kolorze swojej skóry w kategoriach dobra, czegoś co może mieć wartość, być przewagą. To jedna rzecz. Druga: Europejczyk ma zupełnie odmienne dążenia, przecież Europejczyk często chce być bardziej czarny! Dlatego będzie zbierał pieniądze, żeby pojechać na słoneczne wakacje, dlatego kupi krem brązujący, dlatego pójdzie do solarium. Bo tu ciemniejszy znaczy odwrotnie: świeży, nowoczesny, pożądliwy, atrakcyjniejszy.

Dziwny jest ten świat…






:-)
 

1 komentarz:

  1. Fakt, dziwny jest ten świat. Szczerze mówiąc, nie byłam tego świadoma, pierwszy raz czytam o masowym 'wybielaniu' się Azjatów. Ale czy to nie fascynujące, że jest jeszcze tyle rzeczy o których nie wiemy? :))

    AP

    OdpowiedzUsuń