"Żaden człowiek nie jest samoistną wyspą; każdy stanowi ułomek kontynentu, część lądu. Jeżeli morze zmyje choćby grudkę ziemi, Europa będzie pomniejszona, tak samo jak gdyby pochłonęło przylądek, włość twoich przyjaciół czy twoją własną. Śmierć każdego człowieka umniejsza mnie, albowiem jestem zespolony z ludzkością. Przeto nigdy nie pytaj, komu bije dzwon: bije on Tobie." - John Donne

niedziela, 12 sierpnia 2012

Dzień dobry!

Sporo piszę. Niektóre moje teksty gdzieś tam się ukazują, większość jednak ląduje w przysłowiowej szufladzie. Pomyślałem, że mógłbym się nimi czasem dzielić szerzej. Portal Facebook, gdzie próbowałem coś czasem przemycać, nie zachęca do tego - coraz więcej tam chaosu, coraz więcej mechanizmów, którym zaczynałem się poddawać, nawet będąc technologicznym ignorantem. Wirtualne „ja” przenoszę więc tutaj. Zobaczymy co z tego wyjdzie.

Nie chcę wam tu opowiadać o sobie, ale przedstawię się dwoma zdjęciami:


To ja. Pomieszanie dobrego i złego, białego i czarnego, sacrum i profanum. Gdy pytam rodziców o to jaki byłem jako dziecko - czy dobry czy zły - nie umieją powiedzieć, wzruszają ramionami, kłócą się. Bo podobno jednego dnia byłem aniołem, drugiego diabłem. Jednego dnia potrafiłem oddać siostrze ostatni kawałek ulubionej czekolady, a następnego cisnąć w nią kremem Nivea, albo jak załączonym zdjęciu - pokazać komuś dupę. Mały, cholera, dr Jekkyl i mr Hyde. Trochę urosłem i zmieniłem ciuchy, ale zostało mi to do teraz. I wiecie co? Podoba mi się to, bo przynajmniej nie jest mi ze sobą nudno.

Zacznę tak, że bardzo nie lubię pytania o to, co mnie interesuje. Nie wiem co wtedy odpowiedzieć, bo mnie interesuje wszystko. Mówią, że jak wszystko, to nic. I może mają rację. Ale ja naprawdę milionom spraw na tym świecie mógłbym poświęcić życie. I dlatego żałuję, że mam jedno, bo nie da się wszystkiego pogodzić. Chyba też dlatego jako główną ścieżkę zawodową wybrałem dziennikarstwo. Nie mogę robić wszystkiego, nie mogę być wszędzie i nie mogę czuć wszystkiego, to chociaż próbuję podglądać, opisywać, wyjaśniać i wczuwać się.  Świat mnie fascynuje. Jak cholera. Chciałbym uczestniczyć w najważniejszych wydarzeniach, być w centrum - jako uczestnik i jako obserwator. No ale nie mogę. Jeszcze. 

Piękny jest ten świat, ale dziwny jest ten świat. „Dziwny” to jest w ogóle bardzo dobre słowo na świat, bo ma w sobie duży potencjał, dużo niedopowiedzenia i jak je udanie zinterpretować, to wiele też wyjaśnia. Taki też mam pomysł na tego bloga. W gruncie rzeczy chciałbym opisywać świat, biorąc za pryzmat jedno słowo - dziwny. Tak będzie choć trochę łatwiej. 

Ostatnio szukałem czegoś w telewizyjnym archiwum i natknąłem się na ciekawy materiał z Japonii. Zatytułowany był "Sposób na samotność" i opowiadał o tym, że w 13-to milionowym już Tokio (już - bo materiał był z lat 90-tych, gdy Tokio miało o około milion mieszkańców mniej) działają agencje, które oferują rodziny zastępcze. W ramach usługi. Polega to na tym, że japoński samotnik może sobie wynająć ludzi, którzy będą udawać jego rodzinę. Na przykład rodzice dzieci, które nie mają dla nich czasu, mogą wypożyczyć sobie dzieci zastępcze. Dzieci z agencji będą dogadzać rodzicom jak prawdziwe - zapewniając czułość, opiekę i rozrywki. W ofercie są oczywiście też ciocie, wujkowie, dalecy krewni i tak dalej. Za trzy godziny spędzone w miłym towarzystwie przybranej rodzinki trzeba zwykle zapłacić około 1000 dolarów. Według materiału - 150 dolarów kosztuje osoba, która cierpliwie wysłucha naszych problemów z przejęciem udając nimi zainteresowanie. Można też wynająć sobie kogoś, żeby się na nim wyżywać - oczywiście w granicach rozsądku i bez uszczerbku na zdrowiu. 

Tyle jest ludzi na świecie, a i tak trzeba płacić, żeby poczuć wspólnotę, żeby wymienić między sobą emocje.  No czyż nie dziwny jest ten świat?

PS Wrzucę na początek ze dwa, trzy teksty - krótsze bądź dłuższe - które zwykle lądowały w szufladzie, a mogą się tu znaleźć. 

Miło będzie jak czasem wpadniecie.

2 komentarze:

  1. Niby świat się skurczył, niby łatwiej jest podróżować i komunikować się ze sobą, a ludziom coraz dalej do siebie. Jesteśmy sobie coraz bardziej obcy i coraz szczelniej zamykamy drzwi przed światem zewnętrznym.
    Czasem wpadnę, żeby - na szczęście bez płacenia - podzielić się uwagami i przemyśleniami, bo lubię Cię czytać.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. O, cześć koleżanko ze studiów! :-) Ile ja już Cię nie widziałem...

    Myślę, że ta hermetyczność o której wspominasz wynika też z tego, że ludzie w ogóle coraz mniej interesują się innymi ludźmi. Jest tyle rzeczy, którymi można się interesować, że nie starcza czasu, żeby się interesować innymi. A przecież jesteśmy tacy ciekawi! :-)

    Pozdrawiam również!!!

    OdpowiedzUsuń