"Żaden człowiek nie jest samoistną wyspą; każdy stanowi ułomek kontynentu, część lądu. Jeżeli morze zmyje choćby grudkę ziemi, Europa będzie pomniejszona, tak samo jak gdyby pochłonęło przylądek, włość twoich przyjaciół czy twoją własną. Śmierć każdego człowieka umniejsza mnie, albowiem jestem zespolony z ludzkością. Przeto nigdy nie pytaj, komu bije dzwon: bije on Tobie." - John Donne

sobota, 18 maja 2019

Podróż poślubna, kamorra i święty Idzi


Do Neapolu leciałem prywatnie, nie zawodowo, przyrzekając sobie wcześniej, że choćby nawet podczas mojego pobytu doszło do wybuchu Wezuwiusza, a w całej Kampanii ogłoszono by z tego powodu stan klęski żywiołowej, to nie będę się zajmował niczym poza zasłużonym odpoczynkiem, należnym po intensywnym czasie ślubnych przygotowań i wreszcie samą ceremonią oraz jej weselną celebracją. Do Neapolu leciałem też zresztą zrządzeniem losu, można by to nazwać wyjazdem zastępczym, który to zaplanowałem z P. kilka dni wcześniej, w ramach preludium przed wizytą w Rzymie, na audiencji dla nowożeńców u papieża Franciszka. No więc w Neapolu miałem porzucić pelerynkę reportera, którą do tej pory mimowolnie i tak brałem ze sobą na wyjazdy urlopowe w walizkę, a później trochę przypadkiem trochę ukradkiem nakładałem gdy tylko przydarzała się okazja, zwykle ku niezadowoleniu podróżniczych towarzyszy… W Neapolu to okazja znalazła jednak mnie, choć się przed nią wzbraniałem jak nigdy wcześniej.

Zatoka Neapolitańska i Wezuwiusz

Wynajęliśmy pokój w dzielnicy Arenella, przy Piazza Medaglie D’Oro, który to skwer jest właściwie rondem z ośmioma rozchodzącymi się w kształt śnieżnego płatka uliczkami, z dziesiątkami barów, pizzerii i sklepików wokół. Potrzebowaliśmy odpoczynku po porannym locie, więc udaliśmy się jedną z ośmiu uliczek w stronę parku miejskiego Floridiana, z którego rozpościera się zapierający dech w piersiach widok na całą Zatokę Neapolitańską i w którym można spokojnie zażyć drzemki w towarzystwie przyjemnych dźwięków ornitofauny i urokliwej flory szczególnie w postaci hołubionych przeze mniej strelicji. Po godzinie włoskiej sjesty, wracając z parku, mimochodem zwróciłem uwagę na bramę prowadzącą do okolicznego szpitala, która zajęta była napisami, malunkami, sloganami, zdjęciami, balonami, i jeszcze innymi fantami, których już z perspektywy drugiej strony ulicy nie dostrzegłem. Wyglądało to na jakąś demonstrację, albo… No właśnie, sprawa szpitalnej bramy, jak się później okazało szpitala pediatrycznego Santobono di Napoli, nie dawała mi spokoju, ale zgodnie z wcześniejszym przyrzeczeniem puściłem sprawę w niepamięć. 

Następnego poranka, trochę intuicyjnie, włączyłem telewizję. Przerzucając tysiąc kanałów z gotowaniem, telezakupami i wróżbiarstwem, trafiłem wreszcie na RAI News, włoską stację informacyjną i zatrzymałem się na prognozie pogody. Następne dni w Neapolu zapowiadały się dość słonecznie i ciepło. Chwilę później rozpoczął się serwis informacyjny, a prezenter już w pierwszej informacji, o dziwo, połączył się z reporterem z Neapolu. Jak się okazało: kilka dni wcześniej, w wyniku porachunków mafijnych, ciężko ranna została czteroletnia dziewczynka Noemi, której imię obiegło całe Włochy, ponieważ została przypadkowo postrzelona podczas wspólnego spaceru z babcią na Piazza Nazionale w centrum miasta. Na początku nie słuchałem jednak co mówi do mnie reporter (chociaż wyłapałem, że dziewczynka żyje, a nawet zaczęła już oddychać bez respiratora), zapatrzyłem się za to na tło, bo wydało mi się całkiem znajome… Gdzieś już widziałem te napisy, zdjęcia, fanty… A różowe podłużne balony zaczepione na bramie złożyły mi się teraz w znajomą całość: N-O-E-M-I. Wspomniany reporter nadawał jakieś dziesięć metrów od mojego pokoju przy Piazza Medaglie D’Oro spod szpitala pediatrycznego Santobono, gdzie lekarze walczyli o życie wspomnianej dziewczynki rannej podczas porachunków dwóch klanów mafii kamorra.

Przed szpitalem Santobono di Napoli

Namówiłem P. żebyśmy przeszli się pod ten szpital raz jeszcze. Nie znam dobrze włoskiego, nie dowiem się niczego więcej, chciałem jednak iść i chwilę tam postać, przyjrzeć się napisom, przeczytać wyrazy wsparcia, przejrzeć fanty, zobaczyć to, czego nie dojrzałem wcześniej, może zamienić z kimś jednak dwa słowa. Przy szpitalu stały oczywiście ekipy telewizyjne, między innymi samochód telewizji publicznej RAI. Włączyłem samowolny "tryb beszczela", którego to trybu z uwagi na swoją introwertyczną naturę nie znoszę, ale który to bywa jednak przydatny w pracy reportera, po czym zapukałem do okna wspomnianego samochodu.

- Cześć, jestem dziennikarzem z Polski. Chciałem chwilę porozmawiać o tym co się stało - powiedziałem. - No no, szacuneczek, dziennikarze z Polski zajmują się nie tylko Rzymem i papieżem, ale i Neapolem! Bene! Klasa! - odpowiedział wyraźnie ucieszony dziennikarz. Ten sam, którego jeszcze pół godziny temu widziałem w telewizji…

Przedstawił się jako Jacopo Cecconi. Mówił też po angielsku. Tłumaczył, że sprawą żyją całe Włochy, że postrzelenie Noemi to kolejny taki przypadek w niedługim czasie, że coraz częściej w wyniku porachunków mafijnych w Neapolu, ale też i w innych włoskich miastach, ofiarami stają się przypadkowi ludzie. I że według niego ma to związek z populistyczną polityką rządu i partii Liga Północna Mateo Salviniego, szefa MSW kraju, a de facto jego przywódcy, za którym on nie przepada, podobnie zresztą jak kolega montażysta siedzący na fotelu obok. Pogadaliśmy kilka minut, Jacopo musiał jednak kończyć, bo miał kolejne wejście na żywo spod szpitala. Za pół godziny do Santobono miał bowiem przyjechać biskup Neapolu, żeby spotkać się z rodzicami dziewczynki, wciąż koczującymi nad łóżkiem swojej ukochanej córeczki.

Dwie godziny później w Neapolu i w Sienie, w tym samym czasie, co podkreślały później przez kilka dni media, doszło do dwóch wydarzeń. Gdy ranna dziewczynka Noemi w szpitalu Santobono otwierała oczy i ku uciesze całego personelu, a przede wszystkim rodziców, wybudzała się ze śpiączki, w Toskanii, w Sienie, policja zatrzymywała człowieka, który do niej strzelał - Armando Del Re, prawdopodobnie członka jednego z klanów mafii Kamorra, klanu Di Lauro, jak ustalono dość szybko.

Strelicja królewska

Mafii kamorra raczej przedstawiać nie trzeba, szczególnie z uwagi na popularną także w Polsce książę „Gomorra” Roberta Saviana, której sam nie czytałem. Tak czy inaczej, kamorra to najstarsza włoska mafia, która działa w Neapolu i okolicach już od przeszło stu lat. Jest to też bodaj najmniej hierarchiczna mafia, z wieloma klanami i odłamami, kontrolującymi nierzadko niewielkie tereny, a nawet pojedyncze ulice w Neapolu, toteż częściej niż w innych podobnych strukturach mafijnych (takich jak sycylijska Cosa Nostra czy kalabryjska 'Ndrangheta) dochodzi w niej do konfliktów wewnętrznych. Postrzelenie dziewczynki Noemi przez Armando Del Re, który w tym samym czasie zabił też członka innego klanu Salvatore Nurcaro, było tego najlepszym przykładem, a jednocześnie - jakkolwiek to by w tej sytuacji zabrzmiało - nieszczęśliwym wypadkiem. 

- Tak będzie dopóki ludzie nie zmienią mentalności i podejścia do mafii. Gdybyś zapytał mieszkańców Neapolu czy widzą problem mafii, większość odpowie ci, że takiego nie ma - mówi mi Alessandro Brancaccio, rodowity Neapolitańczyk, z którym należymy do tej samej włoskiej wspólnoty Sant’Egidio (czyli świętego Idziego; sama nazwa wzięła się od kościoła świętego Idziego na Zatybrzu w Rzymie, pierwszego kościoła wspólnoty) zajmującej się przede wszystkim pomocą osobom ubogim. Ja w Warszawie, on w Neapolu. We Włoszech Sant’Egidio popularne jest jednak bardziej niż w Polsce, w końcu stąd się wywodzi, we Włoszech jest niczym Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy dla kraju nad Wisłą. Właściwie w każdym większym mieście wspólnota ma swoją komórkę. W Neapolu prowadzi też m.in. Szkołę Pokoju dla dzieci z trudnych rodzin oraz dzieci migrantów, którą to szkołę odwiedziliśmy z P. korzystając z pobytu w mieście. Co więcej, właśnie odbywały się tam zajęcia poświęcone sprawie postrzelenia małej Noemi, więc temat wrócił do mnie po raz kolejny. Dzieci rysowały właśnie laurki dla dziewczynki i życzyły jej szybkiego powrotu do zdrowia, a wolontariusze tłumaczyli dlaczego przemoc jest zła i dlaczego mafia krzywdzi niewinne osoby…

- Przypadek Noemi nie jest pierwszym takim przypadkiem, ale tym razem czuć, że dzieje się coś nowego, może coś przełomowego - mówił mi z kolei Alessandro. I dodał, że dzień po postrzeleniu Noemi stała się rzecz niespotykana, bo jeden z synów siedzącego w więzieniu członka mafii kamorra przyznał publicznie, że taka sytuacja nie powinna się przydarzyć i że jest mu za mafię wstyd.  Nawet szef MSW, wspomniany Mateo Salvini, zapowiedział, że rząd zaostrzy walkę z kamorrą, ale nikt we Włoszech nie wie, pewnie łącznie z samym Salvinim, jak można by to zrobić. 

Alessandro tłumaczył mi także dlaczego mafia we Włoszech jest wciąż tak popularna i wpływowa: - Wyobraź sobie, że szukasz pracy. Idziesz do lokalnej fabryki. Pracodawca mówi ci jednak, że cię nie zatrudni, bo nie ma miejsc. Wkurzasz się, bo zależy ci na tej robocie. Idziesz do jednego z lokalnych capo, czyli szefów mafii. Mówisz mu, że tamten nie chce cię przyjąć, a ty chcesz pracę. Capo wysyła swojego człowieka do szefa fabryki, z prośbą, żeby cię przyjął. Musi cię przyjąć, bo jest zależny od mafii, pewnie płaci jej haracz. A jak nie płaci, to też się boi. Ty dostajesz pracę - jesteś zadowolony. Szef fabryki nie traci głowy - jest zadowolony. Mafia zyskuje człowieka - też na tym zyskuje. W ten sposób buduje się ukryte struktury, tworzy się państwo w państwie. Młodzi ludzie, w poszukiwaniu pracy, często wolą szukać szczęścia u lokalnych mafiozów, niż w urzędzie,  bo tam szybciej znajdą zatrudnienie. Szybciej utrzymają rodzinę, zaimponują dziewczynie nowym Piaggio... No i jest jeszcze jeden wymiar tej zależności. Członkowie mafii bardzo często mają powiązania z politykami. Także z czołowych włoskich partii - podkreślił Alessandro.

- No dobrze, ale gdzie miałbym właściwie iść, jeśli chcę się dostać do lokalnego capo?

- Tu wszyscy to wiedzą. (Alessandro się uśmiechnął.) A jak nie, to twój znajomy wie. To naprawdę nie jest problem. Bywa, że trudniej dostać się do urzędu.

Szkoła Pokoju w Neapolu
Między innymi dlatego Neapol to jedno z najbiedniejszych miast we Włoszech (choć jeszcze w XVIII wieku, gdy odwiedzał je Goethe, opisywał Neapol jako rajskie miasto, którego mieszkańcy żyją "w stanie ciągłego odurzenia i samozapomnienia"), a sam region Kampanii jest najuboższym w całym kraju. To właśnie tu jest największy odsetek osób ubogich i bezdomnych, dlatego dla sporego grona potrzebujących wspólnota Sant’Egidio jest jak zbawienie. Zbawienie, które przychodzi często dopiero po zmroku - mówi Alessandro - bo wielu z kloszardów w dzień ucieka z centrum miasta w stronę wybrzeża chroniąc się przed policją i służbami miejskimi i tam znajdując chwilę wytchnienia oraz miejsce spoczynku. Dopiero gdy nad zatoką zajdzie już słońce, niczym wygłodniałe psy, bezdomni z całego Neapolu wędrują w przeciwnym kierunku, z nadmorskiego pasa do miasta, szukając pożywienia i pomocy, m.in. ze strony Sant’Egidio, ale także lokalnego oddziału Caritasu. Wielu ubogich zamieszkuje też neapolitańskie przedmieścia, jadąc pociągiem turystycznej linii Circumvesuviana w stronę Pompejów i kurortu Sorrento, oprócz pięknego widoku na wulkan Wezuwiusz i wybrzeże neapolitańskie, można także dostrzec skupiska prowizorycznych budynków budowanych z desek, dykty czy blachy falistej, oraz grożące zawaleniem bloki (co widać nawet gołym okiem). 

Co musiałoby się stać, żeby mafia z Neapolu zaczęła tracić wpływy? Według Alessandro przede wszystkim musi zmienić się mentalność, szczególnie młodych ludzi, którzy w mafii widzą często jedyną trampolinę do lepszego życia, kariery, sukcesu. Żaden rząd z mafią nie wygra, wygrać mogą z nią tylko sami mieszkańcy - spuentował Alessandro. (A ja w tym momencie przypomniałem sobie, że jakiś czas temu podobne słowa usłyszałem od innego Aleksandra, Alejandro Ramizera, z meksykańskiego miasteczka Leon w stanie Guanahuato, który mówił mi jak należy walczyć z siejącymi postrach w Meksyku gangami narkotykowymi Halisco i Sinaloa). 

Gdy to piszę, jestem już w Warszawie, jest sobota osiemnastego maja, od postrzelenia Noemi mija dziś piętnaście dni. Ostatnie wieści ze szpitala Santobono sprzed trzech dni brzmią optymistycznie: "Dziewczynka jest przytomna, jej stan jest stabilny, może poruszać wszystkimi czterema kończynami, choć wciąż potrzebuje lekkiego wsparcia tlenowego. Kontynuowane są rutynowe testy diagnostyczne" - tak brzmi oświadczenie lekarzy. Armando Del Re, zatrzymany członek mafii kamorra z klanu Di Lauro, jak czytam dziś w dzienniku InterNapoli, pozostaje w areszcie, wkrótce zostanie postawiony w stan oskarżenia. Policja z Neapolu zatrzymała również brata Armando Del Re, który miał zapewniać komórce wsparcie logistyczne.