Bałkański kocioł znowu wrze. W
rządzonej przez trzy zwaśnione narody Bośni i Hercegowinie trwa polityczna
kłótnia, która uderza w najbardziej
bezbronnych obywateli tej multietnicznej republiki. W dzieci.
Kością niezgody stał się
trzynastocyfrowy numer identyfikacyjny, zwany JMBG (w języku serbskim: Jedinstveni maticni broj gradjana), który
od czasu porozumienia pokojowego w amerykańskim Dayton w 1995 roku dostawał
każdy obywatel Bośni i Hercegowiny. JMBG to odpowiednik naszego numeru PESEL. I
tak jak w Polsce bez numeru PESEL, tak i w Bośni bez numeru JMBG - nie idzie
żyć. Potrzebny jest on w urzędach, przy wizycie u lekarza, w szkole, przy
załatwianiu paszportu.
Ósma i dziewiąta cyfra tego numeru określa region z jakiego pochodzi nowo narodzone dziecko. I tak na przykład "10" - to Banja Luka, będąca częścią Republiki Serbskiej, a "17" - to Sarajewo, stolica bośniacko - chorwackiej federacji Bośni i Hercegowiny.
(Dla porządku: Bośnia i Hercegowina w wyniku podziału po wojnie domowej*, która wybuchła w 1992 roku, jest państwem federacyjnym i składa się z Republiki Serbskiej (gdzie dominują głównie prawosławni Serbowie) i Federacji Bośni i Hercegowiny (gdzie zależnie od miasta - dominują albo muzułmańscy Boszniacy, albo katoliccy Chorwaci). Każda z narodowości ma swoje przedstawicielstwo w rządzie, na którego czele stoi trzech panów, żeby było sprawiedliwie - Serb, Boszniak i Chorwat.)
No więc Serbowie, Boszniacy i Chorwaci pokłócili się o 13-cyfrowy numer identyfikacyjny, po tym jak stara ustawa wygasła i trzeba było podpisać nową. Poszło właściwie o dwie rzeczy. Po pierwsze - Serbowie zakwestionowali nadawanie numerów w gminach granicznych z Federacją, tak zwanych gminach spornych, uważając, że dzieci urodzone jeszcze na terytorium gminy serbskiej dostają numery bośniacko-chorwackie. Po drugie: Serbowie z Republiki Serbskiej dążą do tego, żeby dzieci urodzone na ich terytorium miały osobne numery identyfikacyjne, różne od JMBG - jakie na przykład w 2009 roku wprowadziła Chorwacja. Z kolei Boszniacy i bośniaccy Chorwaci chcą, żeby numery były losowe i nie określały z jakiego regionu pochodzi dziecko.
Efekt - kłótnia. Od lutego coraz większa, właściwie to już stan politycznej wojny, wojny coraz mniej merytorycznej i coraz bardziej żywiołowej. I jak to na Bałkanach - nikt nie myśli ustąpić, bo ustąpić to się poddać, pokazać słabość, stracić honor, a honor na Bałkanach to świętość, więc impas i ani rusz. No bo Serbowie mieli by się ugiąć? Nie do wyobrażenia! Boszniacy? A gdzie tam! Po naszym trupie! W efekcie, rząd zawiesił nadawanie numeru JMBG i od lutego bieżącego roku w dzieci w Serbii rodziły się bez prawa do życia, jak w pelerynce niewidce. Takich niewidzialnych dzieci przyszło na świat tylko w samym Sarajewie ponad półtora tysiąca. Ale jak kłótnia, to przecież kłótnia - bo racja, to przecież racja.
Polityczna walka, będąca oczywiście odbiciem różnic etnicznych i nacjonalistycznych dążeń - poniosła za sobą bardzo smutne konsekwencje. Jej symbolem stała się śmierć miesięcznej dziewczynki - Beriny Hamidović. Berina przyszła na świat z poważnymi komplikacjami zdrowotnymi. Potrzebna była szybka operacja, która musiała odbyć się zagranicą. Berina nie miała jednak numeru JMBG, więc serbska straż graniczna długo nie chciała przepuścić jej i rodziców przez granicę do kliniki w Niemczech. Gdy wreszcie udało dotrzeć się na miejsce, było już za późno. Dziewczynka zmarła. Po tym tragicznym zdarzeniu, w kraju doszło do masowych protestów, z najgłośniejszymi, który wybuchły przed bośniackim Parlamentem. Protesty te trwają do dziś i w ich wyniku wiele osób zostało rannych i aresztowanych.
Co prawda, pod naciskiem światowych organizacji, między innymi Międzynarodowej Helsińskiej Federacji Praw Człowieka, oraz Wysokiego Przedstawiciela dla Bośni i Hercegowiny (instytucja kontrolowana przez Radę Europy) bośniacka Rada Ministrów wprowadziła niedawno ustawę, która umożliwia nadawanie nowych numerów identyfikacyjnych. Jednak jest ona tylko tymczasowa i wywołuje nie mniejsze komplikacje, jak jej brak.
Docelowy dokument, który ma obowiązywać na czas dłuższy, wciąż jest przedmiotem sporów w Parlamencie. Najgorsze, że z bośniackich rozmów politycznych bije ta sama od lat nacjonalistyczna retoryka. Retoryka, którą ani przez moment nie skruszyła śmierć bezbronnego - a według prawa - niewidzialnego dziecka.
*Po śmierci Jozefa Broza Tito i rozpadzie Jugosławii (do której terytorium Bośni wcześniej należało) w 1992 roku w Bośni odbyło się referendum dotyczące przyszłości republiki. Prawie sto procent ludzi opowiedziało się za niepodległością. Głosowanie zbojkotowali Serbowie, którzy chcieli utworzyć własne państwo z własną konstytucją. Gdy pokojowymi drogami okazało się to niemożliwie, Serbowie chwycili za broń. Później każda nacja - także Boszniacy i Chorwaci - chciała wyrwać dla siebie jak najwięcej terenów. Ale to Serbowie, którzy broń odziedziczyli po Armii Federalnej zdobyli nad przeciwnikami przewagę i dziś kontrolują większą część Bośni.
Bilans wojny to 250 tysięcy ofiar i dwa miliony ludzi bez dachu nad głową. Był to najbardziej krwawy konflikt zbrojny od czasu II wojny światowej.
Kolejnym tak krwawym konfliktem będzie najpewniej wojna domowa w Syrii. Według oficjalnych doniesień zginęło tam już około stu tysięcy ludzi. A w rzeczywistości - o wiele, wiele więcej.
Ósma i dziewiąta cyfra tego numeru określa region z jakiego pochodzi nowo narodzone dziecko. I tak na przykład "10" - to Banja Luka, będąca częścią Republiki Serbskiej, a "17" - to Sarajewo, stolica bośniacko - chorwackiej federacji Bośni i Hercegowiny.
(Dla porządku: Bośnia i Hercegowina w wyniku podziału po wojnie domowej*, która wybuchła w 1992 roku, jest państwem federacyjnym i składa się z Republiki Serbskiej (gdzie dominują głównie prawosławni Serbowie) i Federacji Bośni i Hercegowiny (gdzie zależnie od miasta - dominują albo muzułmańscy Boszniacy, albo katoliccy Chorwaci). Każda z narodowości ma swoje przedstawicielstwo w rządzie, na którego czele stoi trzech panów, żeby było sprawiedliwie - Serb, Boszniak i Chorwat.)
No więc Serbowie, Boszniacy i Chorwaci pokłócili się o 13-cyfrowy numer identyfikacyjny, po tym jak stara ustawa wygasła i trzeba było podpisać nową. Poszło właściwie o dwie rzeczy. Po pierwsze - Serbowie zakwestionowali nadawanie numerów w gminach granicznych z Federacją, tak zwanych gminach spornych, uważając, że dzieci urodzone jeszcze na terytorium gminy serbskiej dostają numery bośniacko-chorwackie. Po drugie: Serbowie z Republiki Serbskiej dążą do tego, żeby dzieci urodzone na ich terytorium miały osobne numery identyfikacyjne, różne od JMBG - jakie na przykład w 2009 roku wprowadziła Chorwacja. Z kolei Boszniacy i bośniaccy Chorwaci chcą, żeby numery były losowe i nie określały z jakiego regionu pochodzi dziecko.
Efekt - kłótnia. Od lutego coraz większa, właściwie to już stan politycznej wojny, wojny coraz mniej merytorycznej i coraz bardziej żywiołowej. I jak to na Bałkanach - nikt nie myśli ustąpić, bo ustąpić to się poddać, pokazać słabość, stracić honor, a honor na Bałkanach to świętość, więc impas i ani rusz. No bo Serbowie mieli by się ugiąć? Nie do wyobrażenia! Boszniacy? A gdzie tam! Po naszym trupie! W efekcie, rząd zawiesił nadawanie numeru JMBG i od lutego bieżącego roku w dzieci w Serbii rodziły się bez prawa do życia, jak w pelerynce niewidce. Takich niewidzialnych dzieci przyszło na świat tylko w samym Sarajewie ponad półtora tysiąca. Ale jak kłótnia, to przecież kłótnia - bo racja, to przecież racja.
Fot. Amel Emrić |
Polityczna walka, będąca oczywiście odbiciem różnic etnicznych i nacjonalistycznych dążeń - poniosła za sobą bardzo smutne konsekwencje. Jej symbolem stała się śmierć miesięcznej dziewczynki - Beriny Hamidović. Berina przyszła na świat z poważnymi komplikacjami zdrowotnymi. Potrzebna była szybka operacja, która musiała odbyć się zagranicą. Berina nie miała jednak numeru JMBG, więc serbska straż graniczna długo nie chciała przepuścić jej i rodziców przez granicę do kliniki w Niemczech. Gdy wreszcie udało dotrzeć się na miejsce, było już za późno. Dziewczynka zmarła. Po tym tragicznym zdarzeniu, w kraju doszło do masowych protestów, z najgłośniejszymi, który wybuchły przed bośniackim Parlamentem. Protesty te trwają do dziś i w ich wyniku wiele osób zostało rannych i aresztowanych.
Co prawda, pod naciskiem światowych organizacji, między innymi Międzynarodowej Helsińskiej Federacji Praw Człowieka, oraz Wysokiego Przedstawiciela dla Bośni i Hercegowiny (instytucja kontrolowana przez Radę Europy) bośniacka Rada Ministrów wprowadziła niedawno ustawę, która umożliwia nadawanie nowych numerów identyfikacyjnych. Jednak jest ona tylko tymczasowa i wywołuje nie mniejsze komplikacje, jak jej brak.
Docelowy dokument, który ma obowiązywać na czas dłuższy, wciąż jest przedmiotem sporów w Parlamencie. Najgorsze, że z bośniackich rozmów politycznych bije ta sama od lat nacjonalistyczna retoryka. Retoryka, którą ani przez moment nie skruszyła śmierć bezbronnego - a według prawa - niewidzialnego dziecka.
'Nie pójdę, dopóki nie będę miał swojego JMBG' |
*Po śmierci Jozefa Broza Tito i rozpadzie Jugosławii (do której terytorium Bośni wcześniej należało) w 1992 roku w Bośni odbyło się referendum dotyczące przyszłości republiki. Prawie sto procent ludzi opowiedziało się za niepodległością. Głosowanie zbojkotowali Serbowie, którzy chcieli utworzyć własne państwo z własną konstytucją. Gdy pokojowymi drogami okazało się to niemożliwie, Serbowie chwycili za broń. Później każda nacja - także Boszniacy i Chorwaci - chciała wyrwać dla siebie jak najwięcej terenów. Ale to Serbowie, którzy broń odziedziczyli po Armii Federalnej zdobyli nad przeciwnikami przewagę i dziś kontrolują większą część Bośni.
Bilans wojny to 250 tysięcy ofiar i dwa miliony ludzi bez dachu nad głową. Był to najbardziej krwawy konflikt zbrojny od czasu II wojny światowej.
Kolejnym tak krwawym konfliktem będzie najpewniej wojna domowa w Syrii. Według oficjalnych doniesień zginęło tam już około stu tysięcy ludzi. A w rzeczywistości - o wiele, wiele więcej.