"Żaden człowiek nie jest samoistną wyspą; każdy stanowi ułomek kontynentu, część lądu. Jeżeli morze zmyje choćby grudkę ziemi, Europa będzie pomniejszona, tak samo jak gdyby pochłonęło przylądek, włość twoich przyjaciół czy twoją własną. Śmierć każdego człowieka umniejsza mnie, albowiem jestem zespolony z ludzkością. Przeto nigdy nie pytaj, komu bije dzwon: bije on Tobie." - John Donne

niedziela, 23 lutego 2014

Umarł Mugabe, niech żyje Mugabe


W Zimbabwe uroczystości na cześć prezydenta Roberta Mugabe. Mubage skończył w piątek 90 lat. Jest najstarszym przywódcą Afryki i jednym z najbardziej charyzmatycznych dyktatorów na kontynencie.

Zaczynał jako premier w 1980 roku, gdy Zimbabwe ogłaszało niepodległość. Siedem lat później został prezydentem i do dziś władzy nie oddał. Od ponad trzydziestu lat powtarza: "Odejdę, jak przegram wybory". Ale Mugabe wyborów nie przegra, ponieważ nie ma na to ochoty. Sprawuje władzę despotyczną, skutecznie i brutalnie tłamsi opozycję, nie toleruje sprzeciwu - zarówno w polityce, jak i w społeczeństwie. Jak to miało miejsce w przypadku innych satrapów, Mugabe traktuje państwo jako coś, co mu się po prostu należy, na co sobie zasłużył, z racji tego, że był rewolucjonistą, wyzwolicielem narodu spod brytyjskiej kolonizacji. I mówi o tym otwarcie, nie owija w bawełnę, nie deliberuje. W tym bezceremonialnym stosunku do władzy przypomina trochę Idi Amina, okrutnego władcę Ugandy lat siedemdziesiątych. - Ja jestem państwem, a państwo to ja - powtarza sędziwy prezydent i wiele jest w tym prawdy, choć jest to prawda gorzka.  

Bo w miarę jak Mugabe przybywa lat, jego narodowi przybywa problemów. Można nawet powiedzieć, że prezydent jest personifikacją kondycji państwa. Zimbabwe, trzydzieści cztery lata po uzyskaniu niepodległości, jest krajem o zrujnowanej gospodarce - krajem niedołężnym i słabym, jak niedołężny i słaby fizycznie jest już sam prezydent. Choć jeszcze w drugiej połowie lat 90-tych było zaliczane do najlepiej prosperujących krajów na kontynencie afrykańskim. Tak jak Mugabe był żywiołowym i dobrze prosperującym przywódcą.  

Mugabe prowadził jednak socjalistyczne eksperymenty, forował gospodarkę wymienną, nie dbał o stabilność waluty. W kraju zapanował bałagan, szerzyła się korupcja, upadały firmy, a zagraniczni inwestorzy zwijali interesy. Socjalizm zaczął się nie sprawdzać, bo zaczęło brakować pieniędzy. W dodatku Mugabe, pod hasłem reformy rolnej, odebrał większości białych farmerów ziemie uprawne. Pogłębiło to tylko kryzys państwa, opartego - jak większość krajów afrykańskich - na rolnictwie.  W 2008 roku władze porzuciły dolara Zimbabwe, ponieważ, żeby wymienić krajową walutę na 1-go dolara amerykańskiego, trzeba by wyciągnąć z kieszeni… 70 miliardów dolarów Zimbabwe.  Krajową inflację liczyło się wówczas w milionach procent. Mimo biedy i bezrobocia Mugabe nie pożegnał się jednak z najwyższym urzędem w państwie. Prezydent fałszuje kolejne wybory, a opozycjonistom zostaje liczyć na przejęcie władzy po jego śmierci. Takie plany padają z ich ust już bez ukrycia, bez obawy o niestosowność czy nieprzyzwoitość.

Ale 90-letni Robert Mugabe, choć coraz częściej wylatuje na badania i leczenie do zagranicznych klinik z Półwyspu Malajskiego, ani myśli o dokonaniu żywota. Jak stwierdził w jednym z wywiadów: "Muszę rządzić, bo jak przestanę, to zachoruję." Porównuje się do Chrystusa. Twierdzi, że jest jego wielokrotnością, bo już wiele razy umarł i zmartwychwstał, czego dowodem mają być nieudane zamachy na jego życie. Nie lubi Boba Marleya, kibicuje za to piłkarskim drużynom Chelsea i FC Barcelona. Codziennie wstaje o 5-tej rano, włącza radio BBC World Service i zaczyna poranną gimnastykę. Jak pisze portal BBC, choć ma w domu siłownię, którą zaaranżowała żona, nie korzysta z przyrządów. Mówi, że gdy przebywał w więzieniu, nauczył się ćwiczyć wykorzystując do tego jedynie własne ciało. Bo Robert Mugabe, sędziwy despota z Zimbabwe, robi wszystko najlepiej sam. Choć 90-te urodziny spędza w tłumie, jeżdżąc tryumfalnie przez stadion w mieście Marondera z doczepionymi balonami w kolorach państwowych. Ale to też tylko dlatego, że tak sobie zapragnął. 


Fot. Philimon Bulawayo, Reuters

niedziela, 16 lutego 2014

O kobiecości, neofeminiźmie i walce o płeć, czyli moje gender studies [esej]


(Tekst ten powstał w formie zasadniczej przed dyskusją o "gender" toczącą się w polskich mediach. Nie jest on reakcją na tę dyskusję, ponieważ nie śledzę jej i nie wiem o co w niej chodzi. Wynika z mojej fascynacji płcią przeciwną, która to fascynacja objawia się nie tylko praktycznie, ale także teoretycznie.) 

Jedną z największych batalii człowieka czasów współczesnych jest walka o tożsamość, w tym tę bazową - tożsamość płciową. Nigdy wcześniej w dziejach płciowość nie była tak mocno perforowana przez kulturę. Ośrodkiem zainteresowania tego tekstu są kobiety kultury Zachodu, które nie żyły jeszcze w tak dramatycznym i jednocześnie eksperymentalnym dla nich świecie. To czas poszukiwania tożsamości i definiowania na nowo kobiecości, która staje w opozycji do tworzącej się nowej obrzmiałej odsłony feminizmu. Czym dziś jest kobiecość? 

Sandro Botticelli - "Narodziny Wenus"

 *

Dla porządku, należałoby najpierw dokonać charakterystyki samego pojęcia, próbując uchwycić wartości tradycyjne, nie podlegające zmienności w czasie. Zanim jednak wartości zostaną przypisane do konkretnej materii pojęciowej, same muszą zostać określone i nazwane, a to określanie i nazywanie nieodłącznie przechodzi przez swego rodzaju filtr polaryzacyjny, który tworzy się dzięki przeciwieństwu, szerzej - inności. Warunkiem świadomej wartości jest obecność przeciwieństwa, inaczej wartość nie byłaby wartością. Dlatego na początku - i nie wynika to z patronalnego podejścia do tematu - można spróbować nakreślić kobiecość, wychodząc od męskości.

Oczywiście pojecie męskości też jest aksjologicznie i w praktyce zmienne, i zależy od kultury.  Od wieków jednak wiąże się nierozerwalnie z siłą, dominacją, odwagą, agresywnością. Mówiąc o męskości, trzeba też odnieść się do antycznego pojęcia arete, oznaczającego cnotę. Arete, jest pojęciowo niezależna od płci, natomiast wartościująco zawiera wiele cech łączonych z męskością - jak właśnie odwaga, dzielność czy skuteczność. Nie można też  pominąć religijnego odniesienia do postaci Boga, czy ogólniej bóstwa. W różnych religiach są to najczęściej istoty łączone z męskością. Posiadają znamienne cechy, takie jak władczość, doskonałość, potęga. Do tych cech dokłada się często cechy charakterystyczne dla kultury Zachodu, a wzięte z prototypów męskości: tężyznę fizyczną z rzeźb Michała Anioła, honor i szlachetność Tristana czy egocentryzm Narcyza. "Słownik Encyklopedyczny Miłość i Seks" autorstwa Zbigniewa Lwa-Starowicza wspomina też o późniejszych signifie męskości - uwodzicielstwie Casanovy czy godności Don Kichota. Tak to wygląda w możliwie największym skrócie.

Honore Daumier - "Don Kichot"
Dziś, szukając ideałów męskości, czy odpowiednio - kobiecości, trudno odnosić się do wzorców antycznych, ideałów rycerskości, bohaterów narodowych, czy fikcyjnych orędowników moralności. Ideologię zastępuje kultura masowa. Produkty kultury masowej w większości - najczęściej pod postacią meteorycznych idoli - zastępują z kolei ideały, które obdarte z wartości tradycyjnych ulegają rozproszeniu. Można powiedzieć, że dziś ideał nie tylko sięgnął bruku, ale też bruk sięgnął ideału. To o wiele gorsze, bo stanowi nie tylko o norwidowskim roztrzaskaniu wartości, ale także o ich przewartościowaniu. Podkreślam, że chodzi tu o obraz ogólny - nie twierdzę, że kultura współczesna nie wytwarza właściwych szablonów etycznych, bo wytwarza, ale są one w mniejszości, stając się nienośną niszą.

Jednym z efektów owego przewartościowania wartości jest także przewartościowanie płciowości. Proces ten wywołał dyskusję na temat płciowości kulturowej, która nierozerwalnie łączy się z płcią biologiczną i wszelkie próby oderwania płci kulturowej od biologicznej są gwałtem dokonanym na człowieczeństwie, na humanitas. W przypadku płciowości proces przewartościowania wiąże się nie - jak mogłoby się wydawać - ze zbytniego nasycenia wartości, a z ich osłabienia. Osłabienie świadomości płci biologicznej, które dokonuje się w czasach współczesnych, wpływa na osłabienie świadomości płci kulturowej, a szerzej społeczno-kulturowej, czego efektem jest wzajemne przenikanie się wartości charakterystycznych dla obu płci. Zjawisko to robi się niebezpieczne, bo oprócz wartości nabytych, kulturowych, zaczynają przenikać także wartości tradycyjne. Przy braku odniesień do ideałów, bierze się z tego nietożsamość płciowa. 

Kadr z teledysku Miley Cyrus - "Wrecking Ball"
W kontekście przewartościowania i zaniku tożsamości płciowej trzeba powiedzieć o feminizacji mężczyzn. O tym, że męskie wartości tradycyjne odchodzą do lamusa, a sami mężczyźni (oczywiście mówimy tu o społeczeństwach rozwiniętych, o kulturze Zachodu, której tekst dotyczy), coraz częściej dopasowują się do miałkich i delikatnych czasów, przybierając androgyniczne formy.  To oczywiście proces, który faktycznie ma miejsce i który mi mężczyźnie, solidaryzującemu się z gatunkiem, sprawia duży ból serca i uderza w męską dumę. Jest to jednak proces wytłumaczalny, mając na uwadze to, co starałem się przedstawić wcześniej.

Tematem tego eseju jest jednak nie feminizacja mężczyzn, a proces o zabarwieniu przeciwstawnym. Coraz więcej mówi się bowiem o kryzysie tożsamości kobiety, także dlatego że właśnie kobiety są na ten proces bardziej podatne. W kontekście postępującej unifikacji płciowej mamy do czynienia z coraz bardziej zanikającym pojęciem kobiecości, a na pewno o postępującej tego pojęcia heterogenizacji. Czym jest bowiem kobiecość w kulturze Zachodu? Czym jest kobiecość, w czasach, które przeszły przez trzy fale feminizmu, w czasach kapitalizmu, korporacji, mikro- i makrosocjologii, Margaret Thatcher, kolorowych czasopism i uaktywniającego się coraz bardziej homoseksualizmu?

*

Dla porządku, należałoby - w zgodzie z wcześniejszą praktyką - wyjaśnić samą aksjologię kobiecości, która zawsze jest łączona jest z delikatnością, empatią, pięknem, macierzyństwem.   

[Samo słowo kobiecość, prawdopodobnie po raz pierwszy zostało użyte przez angielskiego poetę późnego średniowiecza Geoffreya Chaucera w „Opowieściach kanterberyjskich”. Chaucer, bywa nazywany pierwszym adwokatem kobiet, ponieważ, jak na swoje czasy, pisał o nich w niezwykle śmiały sposób, dostrzegał ich potrzeby i prawa, traktował je na równi z mężczyznami, a nawet często je faworyzował…] 

Są to jednak w gruncie rzeczy cechy, które muszą współistnieć z wieloma innymi: z wyglądem fizycznym, z zachowaniem, z etykietą moralną, grzecznościową, sposobem myślenia, estetyką czy kulturą. Oczywiście pojęcie to można etykietować na wiele sposobów, bo zawiera w sobie cały bagaż historii, dyscyplin naukowych i poglądów. I tak na przykład, dla zobrazowania: w opinii jednych kobiecość uaktywnia się najbardziej w patriarchalnym modelu rodziny, inne głosy łączą poczucie kobiecości i męskości z odbywaniem kontaktu seksualnego, jeszcze inne wiążą ją z pierwiastkiem duchowym (anima), który posiadają również mężczyźni, są także takie, które  antropomorfizują kobiecość i przypisują jej cechy zwierzętom, przedmiotom czy - co bardzo wdzięczne - miastom.

Wartości tradycyjne, o których wspomniałem na początku, wydają się być jednak trwałe, przylegające do definicji i praktyczne. Wszystkie te wartości łączy estetyczność (kobieta, jaka by nie była, musi być estetyczna!), która jest według mnie jednym z najważniejszych przejawów kobiecości, zaraz po samoświadomości płciowej i umiejętności "budowania" płci w kontaktach z mężczyznami. Dla mężczyzn nie ma chyba bardziej pociągających kobiet, niż takie, które ukradkiem i z wyczuciem potrafią tę kobiecość afiszować.
 
Natalie Wood
Niestety, w dzisiejszych czasach, kobiecość jest coraz bardziej ukrywana, chowana na drugi plan. Kobietom realizującym się społecznie w krajach rozwiniętych potrzeba bowiem innych cech charakterologicznych, żeby walczyć w świecie praw, obowiązków i ciężkiej pracy, na równi z mężczyznami. Siła, chłód, pragmatyzm, bezkompromisowość - to przecież w gruncie rzeczy cechy bliższe mężczyznom i rewolucja seksualna tego nie zmieni. Można powiedzieć, że zmiany społeczne i związane z tym wykształcenie się pojęcia płci kulturowej, wytworzyły tak zwaną kobiecość ukrytą, której jednak nowa kultura życia nie jest jedynym, i może nawet nie decydującym determinantem. 

Ważny wpływ na kryzys tradycyjnej kobiecości miał rozwój feminizmu w drugiej połowie XX wieku i w czasach obecnych. Mowa tu o feminizmie trzeciofalowym, który do podstawowej, bardzo zresztą słusznej myśli feministycznej, dołożył teorie społeczne, poststrukturalizm myślenia, wyzwolenie erotyczne, a nawet w niektórych kręgach przewagę duchową (wywodzącą się z latynoamerykańskiego podejścia do kobiecości, zwanego marianismo, będącego - najkrócej ujmując - odpowiedzią na machismo, czyli kulturę macho) czy wreszcie podnoszą ostatnio często tematykę genderową. Spowodowało to przewartościowanie tradycyjnego pojęcia, które aksjologicznie - z dążenia do równości, stało się dążeniem do odmienności, a więc w pewnym sensie stało się dla siebie zaprzeczeniem. Ruch zapoczątkowany przez Mary Wollstonecraft i sufrażystki, kontynuowany w Stanach Zjednoczonych, okraszony "Mistyką kobiecości" Betty Friedan, a nawet osadzony w realiach socjalistycznych, był ruchem słusznym, dziejowo koniecznym i nieuniknionym. Osiągnął sukces, którym było zarówno formalne jak i pokoleniowo bardzo szybko ewoluujące równouprawnienie. 

Zdjęcie z demonstracji feministek w Austro-Węgrzech w 1911 r.

W latach osiemdziesiątych ruchy feministyczne zaczęły dostrzegać nowe pola do dyskusji. Wiązało się to z nową teorią społeczną, większą otwartością i samoświadomością odmienności - jej złożoności etnicznej, kulturalnej, czy religijnej - czy wreszcie z wyzwoleniem seksualnym. W efekcie zaczęła tworzyć się nowa społeczno-kulturowa tożsamość płciowa, która wymusiła zapełnienie feministycznych szczelin tam, gdzie dotychczas nie było potrzeby ze względów pragmatycznych. Niewykluczone, że za sto, dwieście lat, czas ten zostanie przez socjologów określony mianem neofeminizmu, który rośnie na podstawie początkowej ideologii feministycznej.

Można powiedzieć, że podstawową różnicą pomiędzy feminizmem właściwym, a nowym feminizmem, jest to, że w tym pierwszym kobiety dążyły do bycia kobietami, a w tym drugim - dążą do bycia mężczyznami. Jest to bardzo uproszczona choć istotna różnica, która oddaje też często bardzo mylne przekonanie, że feminizm dąży do naśladowania mężczyzn, choć powinien dążyć do równouprawnienia z mężczyznami.

Anonimowy rysownik z Ukrainy - "Krucha kobiecość"
Neofemininizm i jego wpływ na rolę kobiety w państwach rozwiniętych, zatarł wyraźny wizerunek kobiety, zbliżając ją psychicznie i fizycznie do mężczyzny, co jest samo w sobie zjawiskiem nienaturalnym. Jest to też proces podobny do przeciwnego, dotyczącego feminizacji mężczyzny. To proces wciąż przecież nowy i na razie krótki, bo wcześniej przez tysiące lat, płciowość była o wiele bardziej zhierarchizowana i poszufladkowana. To też proces bardzo intrygujący, bo jest w gruncie rzeczy walką kultury z naturą, uniformizacji i biologiczności, uczuciowości z funkcjonalnością. Przede wszystkim jednak neofeminizm hołduje przerośniętej znaczeniowo ideologii, która dawno odeszła od obrony kobiecości w świecie, a na rzecz tworzenia jej monstrualnych męskich naleciałości.  

Tymczasem z biologicznego punktu widzenia, feminizm był podyktowany chęcią równouprawnienia nie duchowego, nie był oznaką buntu ideologicznego. Wynikał bardziej z chęci korzystania przez kobiety  na równi z mężczyznami z dóbr świata doczesnego. Kobiety, za takie same sukcesy, chciały otrzymać taką samą zapłatę, często - takie same luksusy. Dlatego feminizm jest nierozerwalnie związany z kulturą konsumpcjonizmu, jest w gruncie rzeczy potrzebą bardziej biologiczną, niż kulturową, humanistyczną, ideologiczną, jaką stał się szczególnie w drugiej połowie XX wieku.

Ideologia w przypadku feminizmu jest w dużym stopniu wypadkową naturalnego biologicznego dążenia do sprawiedliwości i zaspokajania własnych potrzeb na równi z drugim człowiekiem - z mężczyzną. Stało się to procesem oczywistym w tworzących się - w perspektywie dziejowej od niedawna - ustrojach demokratycznych. Wcześniej - w despotii, tyranii, patriarchacie - dla feminizmu nie było miejsca. Nie był on też kwestionowany, jak wiele innych rzeczy w opartych na systemie silnej władzy, odczuciu panowania, podziału i hierarchii. Tam kobieta spełniała się w roli podporządkowanej, mającej inne obowiązki - w roli różnej od mężczyzny. I właśnie w poprzednich wiekach kobiecość, chociaż uciskana, często też niestety deprawowana, była bardziej samoświadomym przymiotem, w sobie jako tako - wartościującym i określającym płeć piękną.

Claude Monet - "Kobieta z parasolką"
Emancypacja, mająca swoje źródło w pobudkach biologicznych i społecznych, zaczęła jednak szybko narastać uwarunkowaniami cywilizacyjnymi, co oczywiście też było i nadal jest procesem zrozumiałym i naturalnym. Emancypantka, po tym jak osiągnęła ideowy i praktyczny sukces, została postawiona w sytuacji - w dzisiejszej rzeczywistości dramatycznej - poszukiwania nowej tożsamości. Proces ten wciąż trwa, jednym z jego owoców ma być definicja kobiety wyzwolonej. Jeszcze nie akademicka definicja, która jednak już zawiera w sobie podstawy wynaturzenia kobiecości.

Wydaje się, że kulturowa definicja kobiecości jest dziś budowana na błędnym przekonaniu, z czego bierze się również jej błędna recepcja. Jest budowana na przekonaniu, że kobieta nie różni się zbytnio od mężczyzny. To zły mechanizm, bo powinna być budowana na myśli zupełnie odwrotnej - że kobieta od mężczyzny się różni. Co więcej, że zawsze będzie się różnić i właśnie w tym tkwi jej siła. W mojej opinii, w kulturze europejskiej, w czasach równouprawnienia, takie przekonanie wskrzesiłoby i wzmocniłoby w kobietach poczucie tożsamości, dziś bardzo zagubione, a potrzebne. Jest to jednak przekonanie bardzo trudne dziś do przetłumaczenia, bowiem nie idzie w zgodzie z równością i unifikacją społeczeństw rozwiniętych.

Tymczasem trzeba pamiętać, o czym zresztą było już wspomniane i co jest w zgodzie z nurtem psychologicznym, że aby uzyskać mocną tożsamość kulturową, trzeba być osadzonym bardzo świadomie w tożsamości biologicznej. Tymczasem tożsamość biologiczna kobiety jest zatracana. Ma to też sprzężenie zwrotne w tożsamości biologicznej mężczyzny, który pod naporem próbującej z nim się utożsamiać kobiety, sam zatraca własną tożsamość. Działa to oczywiście na zasadzie antynomii, przeciwieństwa. Tożsamość, żeby zaistnieć, oprócz dążenia do odkrycia własnych wartości, dąży bowiem także do konfrontacji. Do konfrontacji z obcymi wartościami, do styczności z Innością. Gdy Inność nie ma mocnych podstaw, Tożsamość nie przeciwstawia się jej, ale z niej czerpie. Dzięki takiemu mechanizmowi zrodziła się kultura masowa, której podkulturą, jest właśnie miałka kultura płci.

Giorgio de Chirico - "Malarz"


 *

Wydaje się więc, że podstawowym zadaniem kobiety współczesnej powinna być umiejętność budowania tożsamości płci biologicznej, opartej na wartościach tradycyjnych, różnych od wartości przypisywanych męskości. Pewnego rodzaju próba tworzenia kobiecego indywiduum. Mówiąc o tożsamości płciowej, mowa oczywiście o samej podstawie, trzonie płciowości. Nie znaczy to, że kobieta nie powinna wzbogacać płciowość o cechy męskie - wprost przeciwnie, w kulturze Zachodu jest to wręcz konieczne i nieuniknione. Budowanie naturalnej płciowości kulturowej powinno być jednak oparte na pielęgnowaniu naturalnej płciowości biologicznej. Mechanizm ten odnieść można też do mężczyzny, który - podobnie jak kobieta - z uwagi na niepewną tożsamość biologiczną, nadbudowuje często w sposób karykaturalny płciowość kulturową. (Pewnym efektem, wynikającym z błędów w wychowaniu społecznym i niewłaściwej recepcji wartości tradycyjnych, jest też homoseksualizm, choć to temat na oddzielny tekst, ponieważ trzeba brać w tym wypadku pod uwagę również inne, bardziej skomplikowane uwarunkowania psychologiczne).

Jak już było wspomniane, zaburzona świadomość płci, bierze się z tego, że dzisiejsza kultura nie dotyka sfery bazowej, biologicznej. Jest skupiona na sferze naddanej, wytworzonej w czasie rzeczywistym. Jest kreacją człowieka już powstałego, nie pielęgnuje go, a przetwarza i nadbudowuje, idealizując w sposób nienaturalny i monstrualny. Proces ten dotyka także kobiet, które biologicznie są na niego bardziej podatne. Dlatego już dziś mówi się o kryzysie tożsamości kobiety, z kolei o kryzysie tożsamości mężczyzny, jeszcze tak głośno nie jest, choć również do tego kiedyś dojdzie.

Kontrrewolucja płciowa, za strony mężczyzn wydaje się również dziejowo nieunikniona, ale nastąpi już raczej nie w tym stuleciu. Będzie to jednak kontrrewolucja podobna mechanizmem myślowym do podstaw feminizmu. Nie będzie ona jednak dochodziła równouprawnienia biologicznego i prawnego, lecz prawdopodobnie będzie dążyła do przypomnienia wartości tradycyjnych, które od wieków przypisane są mężczyznom - jak honor, odwaga, męstwo, siła, czy opieka nad kobietą - które to wartości również coraz częściej są zatracane.  Na tej kontrrewolucji skorzystają też naturalnie kobiety, na zasadzie wzajemnego uświadamiania się przeciwieństw, o którym była mowa wcześniej.

Dziś kobiecość powinna być próbą pogodzenia wartości tradycyjnych, wynikających z ze świadomości płci biologicznej i naturalnych uwarunkowań płciowych, z wartościami wykształconymi, pragmatycznymi. Przy czym te pierwsze zawsze powinny kształtować osobowość kobiety, a te drugie - ubogacać ją, stawać się narzędziami koniecznymi do spełniania się w obecnej rzeczywistości. Recepcja wartości tożsamych z własnymi przekonaniami, charakterem czy poglądami, daje poczucie zgodności z samym sobą, poczucie odrębności i akceptacji własnego "Ja". Wypracowanie głębokiej tożsamości płciowej wydaje się w dzisiejszych czasach konieczne, działa jak tarcza obronna i buduje samoświadomość.

Jest to jednak  proces niezwykle trudny, bowiem współczesna kultura dąży do wytwarzania własnych wartości, wartości - można by powiedzieć - doraźnych, nastawionych na osiąganie szybkich i niezbyt górnolotnych celów. Tożsamość człowieka jest przez to bardziej ograniczona. Efekty tego zubożenia tożsamości są przeróżne, czego dowodzą interdyscyplinarne studia - mowa tu między innymi o zaburzeniach osobowości czy zaburzeniach psychicznych. Mam jednak nadzieję, że mimo upływu lat, dziejowa prawidłowość zostanie zachowana, a kultura, choć silniejsza i bardziej wpływowa niż kiedykolwiek indziej, ugnie się pod naporem natury, która jest ostatnią deską ratunku człowieka współczesnego i przyszłego. I która wciąż przypomina i przypominać będzie: kobieta to kobieta,  a mężczyzna to mężczyzna.  

Gustav Klimt - "Fryz Beethovena"