"Żaden człowiek nie jest samoistną wyspą; każdy stanowi ułomek kontynentu, część lądu. Jeżeli morze zmyje choćby grudkę ziemi, Europa będzie pomniejszona, tak samo jak gdyby pochłonęło przylądek, włość twoich przyjaciół czy twoją własną. Śmierć każdego człowieka umniejsza mnie, albowiem jestem zespolony z ludzkością. Przeto nigdy nie pytaj, komu bije dzwon: bije on Tobie." - John Donne

niedziela, 23 lutego 2014

Umarł Mugabe, niech żyje Mugabe


W Zimbabwe uroczystości na cześć prezydenta Roberta Mugabe. Mubage skończył w piątek 90 lat. Jest najstarszym przywódcą Afryki i jednym z najbardziej charyzmatycznych dyktatorów na kontynencie.

Zaczynał jako premier w 1980 roku, gdy Zimbabwe ogłaszało niepodległość. Siedem lat później został prezydentem i do dziś władzy nie oddał. Od ponad trzydziestu lat powtarza: "Odejdę, jak przegram wybory". Ale Mugabe wyborów nie przegra, ponieważ nie ma na to ochoty. Sprawuje władzę despotyczną, skutecznie i brutalnie tłamsi opozycję, nie toleruje sprzeciwu - zarówno w polityce, jak i w społeczeństwie. Jak to miało miejsce w przypadku innych satrapów, Mugabe traktuje państwo jako coś, co mu się po prostu należy, na co sobie zasłużył, z racji tego, że był rewolucjonistą, wyzwolicielem narodu spod brytyjskiej kolonizacji. I mówi o tym otwarcie, nie owija w bawełnę, nie deliberuje. W tym bezceremonialnym stosunku do władzy przypomina trochę Idi Amina, okrutnego władcę Ugandy lat siedemdziesiątych. - Ja jestem państwem, a państwo to ja - powtarza sędziwy prezydent i wiele jest w tym prawdy, choć jest to prawda gorzka.  

Bo w miarę jak Mugabe przybywa lat, jego narodowi przybywa problemów. Można nawet powiedzieć, że prezydent jest personifikacją kondycji państwa. Zimbabwe, trzydzieści cztery lata po uzyskaniu niepodległości, jest krajem o zrujnowanej gospodarce - krajem niedołężnym i słabym, jak niedołężny i słaby fizycznie jest już sam prezydent. Choć jeszcze w drugiej połowie lat 90-tych było zaliczane do najlepiej prosperujących krajów na kontynencie afrykańskim. Tak jak Mugabe był żywiołowym i dobrze prosperującym przywódcą.  

Mugabe prowadził jednak socjalistyczne eksperymenty, forował gospodarkę wymienną, nie dbał o stabilność waluty. W kraju zapanował bałagan, szerzyła się korupcja, upadały firmy, a zagraniczni inwestorzy zwijali interesy. Socjalizm zaczął się nie sprawdzać, bo zaczęło brakować pieniędzy. W dodatku Mugabe, pod hasłem reformy rolnej, odebrał większości białych farmerów ziemie uprawne. Pogłębiło to tylko kryzys państwa, opartego - jak większość krajów afrykańskich - na rolnictwie.  W 2008 roku władze porzuciły dolara Zimbabwe, ponieważ, żeby wymienić krajową walutę na 1-go dolara amerykańskiego, trzeba by wyciągnąć z kieszeni… 70 miliardów dolarów Zimbabwe.  Krajową inflację liczyło się wówczas w milionach procent. Mimo biedy i bezrobocia Mugabe nie pożegnał się jednak z najwyższym urzędem w państwie. Prezydent fałszuje kolejne wybory, a opozycjonistom zostaje liczyć na przejęcie władzy po jego śmierci. Takie plany padają z ich ust już bez ukrycia, bez obawy o niestosowność czy nieprzyzwoitość.

Ale 90-letni Robert Mugabe, choć coraz częściej wylatuje na badania i leczenie do zagranicznych klinik z Półwyspu Malajskiego, ani myśli o dokonaniu żywota. Jak stwierdził w jednym z wywiadów: "Muszę rządzić, bo jak przestanę, to zachoruję." Porównuje się do Chrystusa. Twierdzi, że jest jego wielokrotnością, bo już wiele razy umarł i zmartwychwstał, czego dowodem mają być nieudane zamachy na jego życie. Nie lubi Boba Marleya, kibicuje za to piłkarskim drużynom Chelsea i FC Barcelona. Codziennie wstaje o 5-tej rano, włącza radio BBC World Service i zaczyna poranną gimnastykę. Jak pisze portal BBC, choć ma w domu siłownię, którą zaaranżowała żona, nie korzysta z przyrządów. Mówi, że gdy przebywał w więzieniu, nauczył się ćwiczyć wykorzystując do tego jedynie własne ciało. Bo Robert Mugabe, sędziwy despota z Zimbabwe, robi wszystko najlepiej sam. Choć 90-te urodziny spędza w tłumie, jeżdżąc tryumfalnie przez stadion w mieście Marondera z doczepionymi balonami w kolorach państwowych. Ale to też tylko dlatego, że tak sobie zapragnął. 


Fot. Philimon Bulawayo, Reuters

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz