W Indiach i Pakistanie szał na punkcie wybielania
skóry. Skórę wybiela się po to, żeby być bardziej atrakcyjnym, żeby zwiększyć
swoje szanse na znalezienie pracy. Reklamy namawiają: przestań być czarny,
zacznij być biały. Oba kraje stały się rajem dla koncernów farmaceutycznych,
które na kremach rozjaśniających zbijają miliony.
Indyjski
Tom Cruise, aktor Shah Rukh Khan, już od kilku lat przekonuje z bilboardów, że
produkt "Fair&Handsome" firmy Unilever jest złotym kluczem do kariery i powodzenia
u kobiet. Z kolei kobiety mają swój krem - "Fair&Lovely". Dla nastolatek to
nierzadko produkt numer jeden z listy "must have". Zabijają się o niego,
ukrywają go przed rodzicami.
Rozjaśnianie
skóry jest intrygujące, pożądane i tajemnicze jak seks. To także oznaka
dorosłości, niezależności, siły. W aptekach, kupując tabletkę na ból głowy,
można często dostać darmowe próbki wybielaczy skóry. Kobiety unikają spędzają
kąpieli w odkrytych basenach, żeby nie narazić się na promienie słońca. Czytam
gdzieś, że w Tajwanie i Singapurze produkują specjalne
parasolki, które chronią w lato części ciała narażone na opaleniznę.
Bo biały
znaczy w Azji: świeży, nowoczesny, atrakcyjny,
pożądany. Czarny to gorszy, zacofany, nieatrakcyjny. I dotyczy to nie tylko
wybielania skóry, ale sposobu myślenia i wartościowania w ogóle. To co bielsze
jest lepsze, to co czarne - gorsze. W 2004 roku hasło kampanii wyborczej ówczesnego
premiera Indii Atala Bihariego Vajpayee brzmiało „Shining India” (Jaśniejące
Indie). Rozwój gospodarczy, społeczny, poglądowy, rozwój jako taki - jest
wiązany ze światłem, wchodem, bielą. Ciemność jest przeszłością, kolor czarny -
przeszkodą. Między innymi dlatego Indie są krajem miliarda kolorów, jednym z niewielu
gdzie nawet jasne buty są popularniejsze od ciemniejszych.
Wybielanie skóry nie jest jednak tam zjawiskiem
nowym. Robiono to już w starożytnych Chinach i Japonii. Kulit putih menutupi seratus kejelekan, czyli w moim, pewnie nie
do końca poprawnym, tłumaczeniu: „kolor
biały maskuje przynajmniej trzy niedoskonałości ciała”. Tak mówili Azjaci
kiedyś, tak mówią Azjaci i dziś. Choć moda na wybielanie skóry wzięła się nie
tylko stamtąd. W czasach renesansu, kobiety z Europy, szczególnie te z wyższych
sfer, również wybielały na potęgę i tak już bladą skórę. Bladsza porcelanowa skóra
była bowiem znakiem skromności i cnoty. Biel ukrywała też niedoskonałości,
nierzadko zatrzymując na twarzy czas. Rolę eliksiru spełniała wówczas głównie
biel ołowiana - trujący barwnik zwany też Duchami Saturna, który przy dłuższym
stosowaniu uszkadzał skórę i powodował wypadanie włosów. Na jego punkcie
oszalała między innymi królowa Anglii Elżbieta I Tudor.
W Indiach, podobnie zresztą jak w krajach Ameryki
Łacińskiej czy Afryki, wybielanie skóry jest spadkiem po czasach kolonii.
Amerykanie czy Anglicy podbijając nowe tereny, ustanawiali na nich - chcąc nie
chcąc - kanon rasy. Biały to mój pan, biały jest więc lepszy ode mnie - myśleli
miejscowi i trzymali to w głowach przez wieki. Aż wreszcie, gdy kolonie upadły,
narodziła się tożsamość i nadarzyła się okazja, powiedzieli: też chcę być
lepszy, dlaczego miałbym nie być. I zaczęli
używać kremów z rtęci albo specyfików na bazie eteru monobenzylowego. Chorowali, umierali,
ale skóra była bielsza i bielsza.
Obecnie - szczególnie w Indiach - mówi się o
wybielaniu skóry jako społecznej obsesji. W kraju kast i widocznego
rozwarstwienia społecznego, staje się to obsesja niebezpieczna, ponieważ
implikuje takie słowa jak „rywalizacja” czy „nieuczciwość”. Pracodawcom coraz
częściej zarzuca się, że przy zatrudnianiu faworyzują bielszych - a bielsi to
zwykle bogatsi. Bogatsi, których stać na rozjaśnianie skóry. Bo 85 rupii, ile
kosztuje krem, czyli około półtora dolara, to nierzadko cały dzienny dochód
mieszkańca Indii. Jest to też obsesja, jak na Indie dość szczególna, bo
utożsamiana jest z wolnością społeczną, z kosmopolityzmem, z łamaniem tabu. A
pojęcia te nie są po drodze z religią hinduizmu, która hołubi kastowość i
introwertyzm.
Że wybielanie skóry rzeczywiście można nazwać
obsesją i nie jest to twierdzenie przesadzone, mówiąc o nim nawet z odległości,
niech świadczy reklama, która pojawiła się niedawno w indyjskiej telewizji. Reklama środka na wybielanie... pochwy, bo zbyt
brązowa pochwa we współczesnych Indiach również może być utrapieniem.
***
Jeszcze: zestawiam to wszystko ze współczesną
kulturą zachodu, z rasą europejską. U nas człowiek biały nie jest świadomy
swojego koloru skóry, nie jest świadomy białości. Nie myśli o kolorze swojej
skóry w kategoriach dobra, czegoś co może mieć wartość, być przewagą. To jedna
rzecz. Druga: Europejczyk ma zupełnie odmienne dążenia, przecież Europejczyk
często chce być bardziej czarny! Dlatego będzie zbierał pieniądze, żeby
pojechać na słoneczne wakacje, dlatego kupi krem brązujący, dlatego pójdzie do
solarium. Bo tu ciemniejszy znaczy odwrotnie: świeży, nowoczesny, pożądliwy,
atrakcyjniejszy.
Dziwny jest ten świat…
:-)
Fakt, dziwny jest ten świat. Szczerze mówiąc, nie byłam tego świadoma, pierwszy raz czytam o masowym 'wybielaniu' się Azjatów. Ale czy to nie fascynujące, że jest jeszcze tyle rzeczy o których nie wiemy? :))
OdpowiedzUsuńAP