"Żaden człowiek nie jest samoistną wyspą; każdy stanowi ułomek kontynentu, część lądu. Jeżeli morze zmyje choćby grudkę ziemi, Europa będzie pomniejszona, tak samo jak gdyby pochłonęło przylądek, włość twoich przyjaciół czy twoją własną. Śmierć każdego człowieka umniejsza mnie, albowiem jestem zespolony z ludzkością. Przeto nigdy nie pytaj, komu bije dzwon: bije on Tobie." - John Donne

niedziela, 2 września 2012

Czy wiesz z kim graniczy Syria?



Jedno ludzkie życie - to cały świat. Wyjątkowy, dany raz na zawsze i nie do opisania. Jedno ludzkie życie to milion marzeń, milion myśli, milion uczuć. Milion chwil, dla których chciałoby się mieć tych żyć więcej i milion możliwości, które stoją otworem. Dwa ludzkie życia, to dwa nowe światy. To dwa razy więcej marzeń, myśli, uczuć, chwil i możliwości. Dziesięć ludzkich żyć, to dziesięć nowych światów. 

Dwadzieścia pięć tysięcy ludzkich żyć - to tyle, ile pochłonęła już wojna w Syrii. Choć liczba ta, podana przez Obserwatorium Praw Człowieka w Londynie jest tylko szacunkowa i można być niemal pewnym, że ofiar jest o wiele więcej. Biorąc pod uwagę, że wojna trwa już siedemnaście miesięcy, oznacza to, że co pół godziny w Syrii jedno ludzkie życie kończy się raz na zawsze. Że jeden świat umiera nieodwołalnie. 
Za pół godziny, gdy już zajmiesz się czymś innym, zginie kolejny człowiek. Najprawdopodobniej zupełnie niewinny, niezaangażowany w wojnę, bo większość ofiar konfliktów zbrojnych to cywile. I co najgorsze, najprawdopodobniej będzie to dziecko, które znaczenia słowa „wojna” jeszcze nie rozumie, a które ginie najłatwiej, bo jest najbardziej bezbronne.  

Na rogu Foksal i Nowego Światu rozmawiam ostatnio z A.W. właśnie o Syrii. Zastanawiamy się ile osób, jakby się przejść Nowym Światem i popytać, wiedziałoby o co chodzi w tym konflikcie. Ile osób wiedziało by kto rządzi Syrią. Albo - ile osób umiałoby powiedzieć z jakimi państwami Syria graniczy i gdzie mniej więcej znajduje się na mapie świata. Wydaje mi się, że więcej osób, znałoby nazwę łazika, który eksploruje Mars, niż nazwisko prezydenta Syrii, a od tego  jaka jest stolica Syrii na pewno więcej umiałoby określić miasto, w którym tajemniczą śmierć poniosła mała dziewczynka o imieniu Magda. Oczywiście rozumiem zasadę odległości - że to, co bliżej, interesuje i przyciąga zwykle bardziej. Rozumiem, że medialna agenda jest jaka jest. Chcę jednak, na przykładzie, może niezbyt zgrabnym, ale moim zdaniem dającym się obronić, rzucić pytanie - czy nas, Polaków, interesuje świat?

Może to pytanie naiwne, głupie, na rozprawkę z podstawówki. Może to kwestia zbyt heterogeniczna do oceny i wnioskowania. A może rzeczywiście najważniejsze to interesować się tym, co bliżej, co za rogiem: kiedy ZUS wejdzie na konto, PO czy PiS, Żydzi a sprawa polska, jak zaplanować długi urlop, plazma czy LCD, ile osób zginęło na drogach, ewentualnie co sądzę o eutanazji i dlaczego paprykarz jest szczeciński. Odnoszę jednak wrażenie, że charakteryzuje nas swego rodzaju prowincjonalizm mentalny. Nie jesteśmy otwarci na świat, nie dostrzegamy jego różnorodności, nie traktujemy go dotykowo, a w większości przepuszczamy przez uszy.       

Nie chcę powiedzieć, że każdy musi orientować się, co dzieje się w świecie. Że każdy musi mieć ciekawość świata czy kosmopolityczną empatię. Nie chodzi o to, żeby płakać przed telewizorem i wczuwać się w ludzkie tragedie widząc obrazki z Homs czy Aleppo, żeby wyjaśniać mechanizm działania reżimu al-Assada, żeby wczuwać się w sytuację bojowników czy uchodźców. Czasem jednak warto wiedzieć więcej, szczególnie gdy dzieje się coś ważnego, co już ma siłę oddziaływania na tysiące kilometrów, choćby w postaci utrzymujących się wysokich cen paliw, a co w niedługim czasie może zagrażać zwykłemu bezpieczeństwu. Przede wszystkim jednak warto wiedzieć po to, żeby mieć opinię. Bo mieć opinię to znaczy rozumieć, poznawać. A często bywa tak, że poznając to, co odległe, lepiej zrozumieć to, co bliskie.

(wyłowione gdzieś z Kapuścińskiego: „Nie możemy przekazać czegoś, czego nie jesteśmy w stanie nazwać”.

Dopisuję: Nie rozumieć zjawiska, mechanizmu czy motywacji - cóż za bariera komunikacyjna! Większa jeszcze od języka!) 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz