Jedno ludzkie życie - to cały świat. Wyjątkowy, dany raz na
zawsze i nie do opisania. Jedno ludzkie życie to milion marzeń, milion myśli, milion
uczuć. Milion chwil, dla których chciałoby się mieć tych żyć więcej i milion możliwości,
które stoją otworem. Dwa ludzkie życia, to dwa nowe światy. To dwa razy więcej
marzeń, myśli, uczuć, chwil i możliwości. Dziesięć ludzkich żyć, to dziesięć
nowych światów.
Dwadzieścia pięć tysięcy ludzkich żyć - to tyle, ile pochłonęła
już wojna w Syrii. Choć liczba ta, podana przez Obserwatorium Praw Człowieka w
Londynie jest tylko szacunkowa i można być niemal pewnym, że ofiar jest o wiele
więcej. Biorąc pod uwagę, że wojna trwa już siedemnaście miesięcy, oznacza to,
że co pół godziny w Syrii jedno ludzkie życie kończy się raz na zawsze. Że jeden
świat umiera nieodwołalnie.
Za pół godziny, gdy już zajmiesz się czymś innym, zginie
kolejny człowiek. Najprawdopodobniej zupełnie niewinny, niezaangażowany w wojnę,
bo większość ofiar konfliktów zbrojnych to cywile. I co najgorsze,
najprawdopodobniej będzie to dziecko, które znaczenia słowa „wojna” jeszcze nie
rozumie, a które ginie najłatwiej, bo jest najbardziej bezbronne.
Na rogu Foksal i Nowego Światu rozmawiam ostatnio z A.W.
właśnie o Syrii. Zastanawiamy się ile osób, jakby się przejść Nowym Światem i
popytać, wiedziałoby o co chodzi w tym konflikcie. Ile osób wiedziało by kto
rządzi Syrią. Albo - ile osób umiałoby powiedzieć z jakimi państwami Syria
graniczy i gdzie mniej więcej znajduje się na mapie świata. Wydaje
mi się, że więcej osób, znałoby nazwę łazika, który eksploruje Mars, niż
nazwisko prezydenta Syrii, a od tego jaka jest stolica Syrii na pewno więcej
umiałoby określić miasto, w którym tajemniczą śmierć poniosła mała dziewczynka
o imieniu Magda. Oczywiście rozumiem zasadę odległości - że to, co bliżej,
interesuje i przyciąga zwykle bardziej. Rozumiem, że medialna agenda jest jaka
jest. Chcę jednak, na przykładzie, może niezbyt zgrabnym, ale moim zdaniem
dającym się obronić, rzucić pytanie - czy nas, Polaków, interesuje świat?
Może to pytanie naiwne, głupie, na rozprawkę z podstawówki. Może to kwestia zbyt heterogeniczna do oceny i wnioskowania. A może rzeczywiście najważniejsze to interesować się tym, co bliżej, co za rogiem: kiedy ZUS wejdzie na konto, PO czy PiS, Żydzi a sprawa polska, jak zaplanować długi urlop, plazma czy LCD, ile osób zginęło na drogach, ewentualnie co sądzę o eutanazji i dlaczego paprykarz jest szczeciński. Odnoszę jednak wrażenie, że charakteryzuje nas swego rodzaju prowincjonalizm mentalny. Nie jesteśmy otwarci na świat, nie dostrzegamy jego różnorodności, nie traktujemy go dotykowo, a w większości przepuszczamy przez uszy.
Może to pytanie naiwne, głupie, na rozprawkę z podstawówki. Może to kwestia zbyt heterogeniczna do oceny i wnioskowania. A może rzeczywiście najważniejsze to interesować się tym, co bliżej, co za rogiem: kiedy ZUS wejdzie na konto, PO czy PiS, Żydzi a sprawa polska, jak zaplanować długi urlop, plazma czy LCD, ile osób zginęło na drogach, ewentualnie co sądzę o eutanazji i dlaczego paprykarz jest szczeciński. Odnoszę jednak wrażenie, że charakteryzuje nas swego rodzaju prowincjonalizm mentalny. Nie jesteśmy otwarci na świat, nie dostrzegamy jego różnorodności, nie traktujemy go dotykowo, a w większości przepuszczamy przez uszy.
Nie chcę powiedzieć, że każdy musi orientować się, co dzieje
się w świecie. Że każdy musi mieć ciekawość świata czy kosmopolityczną empatię. Nie chodzi o to, żeby płakać przed telewizorem i wczuwać się w ludzkie tragedie
widząc obrazki z Homs czy Aleppo, żeby wyjaśniać mechanizm działania reżimu al-Assada,
żeby wczuwać się w sytuację bojowników czy uchodźców. Czasem jednak warto
wiedzieć więcej, szczególnie gdy dzieje się coś ważnego, co już ma siłę
oddziaływania na tysiące kilometrów, choćby w postaci utrzymujących się
wysokich cen paliw, a co w niedługim czasie może zagrażać zwykłemu
bezpieczeństwu. Przede wszystkim jednak warto wiedzieć po to, żeby mieć opinię.
Bo mieć opinię to znaczy rozumieć, poznawać. A często bywa tak, że poznając to,
co odległe, lepiej zrozumieć to, co bliskie.
(wyłowione gdzieś z Kapuścińskiego: „Nie możemy przekazać
czegoś, czego nie jesteśmy w stanie nazwać”.
Dopisuję: Nie rozumieć zjawiska, mechanizmu czy motywacji -
cóż za bariera komunikacyjna! Większa jeszcze od języka!)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz