Coraz
więcej w mediach mówi się o nowej formie sponsoringu. Kobiety, najczęściej
młode i atrakcyjne, mają być utrzymywane przez sponsora, w zamian za seks. Logicznie
mechanizm sponsoringu wydaje się być prosty: obie strony dostają to, czego im
brakuje. Mężczyźnie, zwykle bogatemu - spełnienia seksualnego. Kobiecie na
dorobku - pieniędzy i dachu nad głową. Czytam
o tym w Newsweeku i wyłapuję zdania: "Sprzedam umysł i ciało", "Coraz więcej
wykształconych Polek wybiera życie utrzymanki", "nawet wśród ekspertów trwa
dyskusja czy sponsoring to prostytucja", "gdy studiowałam, sponsoring wśród
studentek był czymś zwyczajnym".
Czytam i oczom nie wierzę.
Nie wierzę, chociaż - tak jak i
wcześniej - temat ten przyjmuję do wiadomości z dużym dystansem. Mam nadzieję,
że to tabloidowy wymysł, nowoczesna medialna gawęda, która jak kula śnieżna, powtarzana
i napędzana coraz częściej, urasta to rozmiarów problemu dyskutowanego na
szerszą skalę, mimo że jest to zjawisko w rzeczywistości marginalne, choć bardzo
przyciągające uwagę.
Nigdy nie spotkałem się z czymś
takim, chociaż wiele już w życiu widziałem. Jeśli nawet sponsoring istnieje, to
chcę wierzyć, że to tylko margines. W każdym społeczeństwie musi być przecież
jakiś ludzki margines, ulegający deprawacji, schodzący na złą drogę z bardzo
różnych powodów, nawet tych wytłumaczalnych. W każdym jednak prawdziwym przypadku jest to
zjawisko przerażające. Tak, chociaż mam dwadzieścia trzy lata, funkcjonuję w
kulturze współczesnej, staram się być tolerancyjny i sporo rozumiem, historie,
o których czytam naprawdę mnie przerażają i jednocześnie - wkurwiają.
Bohaterka reportażu Newsweeka,
studentka w moim wieku, mówi: - Dla mnie to po prostu forma zarobku. To się
niczym nie różni od małżeństwa, przecież w małżeństwie ludzie też uprawiają
seks za spokój, ciszę w domu, wakacje.
Ciało, które jest towarem powszednim. Seks, który jest usługą. Usługą, traktowaną jako nienaganna, a wprost zwyczajna. Nowa forma zarobku. Młode, wykształcone kobiety. Dojrzali mężczyźni, którzy mają rodziny. Kobiety, które można spotkać na ulicy, na uczelni. Szefowie, którzy mają podwładnych, znają zasady dobrego wychowania.
Czy ten świat oszalał? A może to ja zostałem gdzieś w tyle?
Kiedy skończyły się czasy, w których seks był traktowany jako najbliższa emocjonalna forma kontaktu ludzi, którzy z miłości chcą poznawać siebie, czuć bliskość i przekazywać uczucia? Czasy, w których seks należał do sfery intymnej, przynależnej tylko dwóm kochankom, o której się nie mówiło na imprezach, nie chwaliło się w mediach, ponieważ z samej istoty było to coś, co chciało się zachować dla siebie? Gdy było to coś wyjątkowego, magicznego, sacrum? Gdy taki był tego odbiór społeczny? Czy nasza kultura uczuciowa, zamiast się wzbogacać, staje się coraz bardziej prymitywna?
(I nie piszę tu o traktowaniu seksu jak tematu tabu. Mówić o tym trzeba, i to od lat najmłodszych, ale w inny sposób, przyjmując inną retorykę.
Tymczasem: seks stał się składnikiem kultury współczesnej, pojęciowo jest w niej osadzony, przybiera coraz to bardziej nowatorskie formy odbioru, poszerza granice przyzwoitości, staje się sam dla siebie - swoistym monstrum. Można powiedzieć, że w kulturze współczesnej się przewartościował.
A przecież nie jest to wytwór kultury tylko natury, zaś w seksuologii - jak to celnie ujął Zbigniew Lew Starowicz w książce "Seks w kulturach świata" - kultura jest nadbudową natury, nie odwrotnie, a seks to fenomen specyficznie ludzki. I opiera się od wieków na podobnych tradycyjnych wartościach - jak przywiązanie, pewność, dojrzałość - często niezależnych od poziomu kultury uczuciowej, która w Europie jest w końcu wysoka.)
Ciało, które jest towarem powszednim. Seks, który jest usługą. Usługą, traktowaną jako nienaganna, a wprost zwyczajna. Nowa forma zarobku. Młode, wykształcone kobiety. Dojrzali mężczyźni, którzy mają rodziny. Kobiety, które można spotkać na ulicy, na uczelni. Szefowie, którzy mają podwładnych, znają zasady dobrego wychowania.
Czy ten świat oszalał? A może to ja zostałem gdzieś w tyle?
Kiedy skończyły się czasy, w których seks był traktowany jako najbliższa emocjonalna forma kontaktu ludzi, którzy z miłości chcą poznawać siebie, czuć bliskość i przekazywać uczucia? Czasy, w których seks należał do sfery intymnej, przynależnej tylko dwóm kochankom, o której się nie mówiło na imprezach, nie chwaliło się w mediach, ponieważ z samej istoty było to coś, co chciało się zachować dla siebie? Gdy było to coś wyjątkowego, magicznego, sacrum? Gdy taki był tego odbiór społeczny? Czy nasza kultura uczuciowa, zamiast się wzbogacać, staje się coraz bardziej prymitywna?
(I nie piszę tu o traktowaniu seksu jak tematu tabu. Mówić o tym trzeba, i to od lat najmłodszych, ale w inny sposób, przyjmując inną retorykę.
Tymczasem: seks stał się składnikiem kultury współczesnej, pojęciowo jest w niej osadzony, przybiera coraz to bardziej nowatorskie formy odbioru, poszerza granice przyzwoitości, staje się sam dla siebie - swoistym monstrum. Można powiedzieć, że w kulturze współczesnej się przewartościował.
A przecież nie jest to wytwór kultury tylko natury, zaś w seksuologii - jak to celnie ujął Zbigniew Lew Starowicz w książce "Seks w kulturach świata" - kultura jest nadbudową natury, nie odwrotnie, a seks to fenomen specyficznie ludzki. I opiera się od wieków na podobnych tradycyjnych wartościach - jak przywiązanie, pewność, dojrzałość - często niezależnych od poziomu kultury uczuciowej, która w Europie jest w końcu wysoka.)
Kadr z filmu "Sponsoring" (2011); w wersji francuskiej: "One" (2011) |
Zastanawiam się też: czy bohaterki
reportażu rozumieją co to znaczy dotykać obcego człowieka? Dotykać jego ciało? Czy
czują wagę tej sytuacji? Czy rozumieją co to znaczy wchodzić z nim w kontakt
intymny? Czy kiedyś robiły to z miłości?
Zastanawiam się jeszcze nad inną warstwą tego zjawiska - warstwą psychologiczną. Nie do wyobrażenia dla mnie jest to z jaką psychologiczną swobodą, łatwością i arbitralnością, wypowiadają się i - jak mniemam - myślą osoby, które decydują się na sponsoring. Seks jako usługa: za pieniądze, za mieszkanie. Jak można z tym żyć? Jak można normalnie funkcjonować, spotykać się ze znajomymi, opowiadać rodzicom jak spędziło się tydzień? Jak później wejść w normalny związek? Mieć męża, nawet chłopaka? Z takim ciężarem?
I z drugiej strony. Jak to wygląda z perspektywy sponsora, który ma rodzinę? Jak to długofalowo pływa na jego psychikę? Czy to w ogóle wpływa na jego psychikę i czy ma przełożenie na rodzinę, pracę, inne kontakty damsko-męskie?
Kiedyś pisałem tutaj, że za kilkaset lat nasze czasy zostaną przez historyków (jeśli będą jeszcze potrzebni) zaklasyfikowane najpewniej jako epoka dualizmu. Dualizmu - ciała i duszy, że dusza stanie się ciałem, że pojęcie duszy zaginie. Oczywiście nie dowiodę racji mojemu twierdzeniu, ale jestem przekonany, że tak będzie, chociażby po obserwacji zjawisk takich, jak to o którym czytam w polskim wydaniu Newsweeka.
Oczywiście w tym tekście jest dużo emocji, a sam sponsoring to sprawa przecież indywidualna. Nie znaczy to jednak, że można nad takimi zjawiskami przechodzić obojętnie. NIE, NIE MOŻNA. Dla mnie jest to zjawisko nie do wyobrażenia i nie do zaakceptowania.
A przybliżając sam problem - to zwykła prostytucja.
Zastanawiam się jeszcze nad inną warstwą tego zjawiska - warstwą psychologiczną. Nie do wyobrażenia dla mnie jest to z jaką psychologiczną swobodą, łatwością i arbitralnością, wypowiadają się i - jak mniemam - myślą osoby, które decydują się na sponsoring. Seks jako usługa: za pieniądze, za mieszkanie. Jak można z tym żyć? Jak można normalnie funkcjonować, spotykać się ze znajomymi, opowiadać rodzicom jak spędziło się tydzień? Jak później wejść w normalny związek? Mieć męża, nawet chłopaka? Z takim ciężarem?
I z drugiej strony. Jak to wygląda z perspektywy sponsora, który ma rodzinę? Jak to długofalowo pływa na jego psychikę? Czy to w ogóle wpływa na jego psychikę i czy ma przełożenie na rodzinę, pracę, inne kontakty damsko-męskie?
Kiedyś pisałem tutaj, że za kilkaset lat nasze czasy zostaną przez historyków (jeśli będą jeszcze potrzebni) zaklasyfikowane najpewniej jako epoka dualizmu. Dualizmu - ciała i duszy, że dusza stanie się ciałem, że pojęcie duszy zaginie. Oczywiście nie dowiodę racji mojemu twierdzeniu, ale jestem przekonany, że tak będzie, chociażby po obserwacji zjawisk takich, jak to o którym czytam w polskim wydaniu Newsweeka.
Oczywiście w tym tekście jest dużo emocji, a sam sponsoring to sprawa przecież indywidualna. Nie znaczy to jednak, że można nad takimi zjawiskami przechodzić obojętnie. NIE, NIE MOŻNA. Dla mnie jest to zjawisko nie do wyobrażenia i nie do zaakceptowania.
A przybliżając sam problem - to zwykła prostytucja.
Gustav Klimt - "Pocałunek" |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz