Nie wiem
skąd się biorą te wszystkie głosy, że jesteśmy pracowitym narodem, że lubimy
pracować, że pracujemy długo i tak dalej. Przykład: tutaj. Jeśli tak jest, to pewnie wynika to z przymusu, a nie z chęci do
pracy. Obserwując to, co dzieje się wokół mnie - odnoszę inne wrażenie. Że Polacy
to bardziej lenie, niż pracoholicy.
Ciągle
się gdzieś słyszy: - Jeszcze tylko tydzień i idę na urlop, pieprzę to. - Poszedłem
do lekarza i mu mówię, że mnie kręgosłup boli. I że mnie będzie bolał do końca
sierpnia. No i dostałem zwolnienie do września. Sobie odpocznę. - Szefowa
chciała, żebym przyszła do roboty we wtorek. A ja chciałam wtorek wolny, bo w
środę czerwona kartka, więc bym poleżała dwa dni. Itd, itp. Albo te wszystkie
wyliczania długich weekendów, sposobów na kilka dni więcej wolnego. Kreślenie,
kombinowanie... Jak to zrobić, żeby dostać dwa dni więcej! Co zrobić, żeby
wykiwać szefa. Jak przedłużyć L4. Jak to, jak tamto - byleby się nie narobić.
Bardzo
szanuję czas wolny, ale strasznie mnie wkurza takie podejście. Można by czasem
sądzić, że głównym dążeniem narodu, jest dążenie do nie pracowania. A gdy to
się uda - poczucie prywatnego spełnienia. Rozumiem, że ktoś może nie być
zadowolony ze swojej pracy, że ktoś może być fizycznie czy psychicznie -
przepracowany. Ale, gdy niechęć do pracy przybiera formę dążenia do ucieczki,
jest jej zaprzeczeniem - powinno się poszukać czegoś nowego. Spełnienie powinno
się wiązać nie z jałowym odpoczynkiem, ale z dążeniem do czegoś, ze stawianiem celów, z samorealizacją. Odpoczynek
nie służy za samorealizację, zaś bez samorealizacji człowiek gnije, kaputnieje.
Praca uszlachetnia i to prawda. Oczywiście odpoczynek też może uszlachetniać,
ale gdy jest odpoczynkiem od czegoś, a nie przed czymś. Mało jest rzeczy
bardziej satysfakcjonujących, niż odpoczynek po dniu, w którym masz poczucie,
że dałeś z siebie wszystko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz